wtorek, 6 marca 2012

Tajemnica Śmierci Chomika

No, więc stało się i odchodzisz. Tu są twoje książzki i płyty.

Parafrazując tekst popularnego utworu Republiki zaczynam, krótki tekst, w którym łamię kolejną zasadę (mianowicie nie pisanie o tym co dzieje się w moim życiu, a skupieniu się na publicystyce). Jednak kwestia jaką poruszę jest bardzo ciekawa i może ktoś pomoże mi rozwikłać zagadkę.

Zacznijmy od tego, że u mnie w domu od niedawna gościł chomik. Może nietypowy chomik, bo z wyglądu to był dla mnie myszą, na dodatek dziką myszą (Internet podpowiada mi, że był to chomik chiński). Absolutnie odbiegający od standardów chomików, szalony, przerażony... Często (przez ten tydzień kiedy u nas był) zastanawiałem się czy to naprawdę jest chomik, ale dostałem zapewnienie, że tak. Ekspertem w dziedzinie chomików nie jestem, więc się nie kłóciłem.

Faktem jest, że chomik zmarł. Wczoraj, w godzinach... W sumie nie wiadomo w jakich godzinach. Ekspertyzy nie robiliśmy, wszak to tylko chomik. Dodaję, odbiegający od standardów normalnego chomika. Właścicielką chomika była mała Ola, więc normalną koleją rzeczy jest, iż myślałem, że śmierć chomika spowoduje u niej atak żalu i niechęci do świata. W odpowiedzi dostałem, co cytuję: "W sumie dobrze, że umarł to nie będzie nas budził w nocy." (w ogóle to chyba wychowywany jest mały szarlatan, bo niecałe 5 minut po tym Ola biegała po kuchni krzycząc "Hura! Hura! Mój chomik, nie żyje!", ale to chyba materiał na inną opowieść").

No dobrze, zostawmy małą Olę. Wszak każdy znosi żal po swojemu i nie nam jej ten ból oceniać. Faktem stało się, że chomik zdechł. Leżał na boku, nie ruszał się. Wszelkie próby reanimacji przekreśliły ostatecznie przypuszczenia o głębokim śnie jak i możliwym osiągnięciu nirwany. Krzyczeć na niego nie mieliśmy zamiaru, jedyne czego w tej chwili nie mogę sobie darować to, że nie podstawiliśmy mu pod nos jakiegoś stawiającego na nogi zapachu. Podobno chomiki węch mają najlepszy.

Dobrze, nie żyje. Kopnął w kalendarz, przekręcił się, kipnął. Był chomik i nie ma chomika. Normalna sprawa, trzeba żyć dalej. Jednak jak tu żyć, ze świadomością niewiedzy na temat śmierci chomika? Jak przestrzec potomnych? Informować ich by nie dawali mi chomika do rąk (wszystkie chomiki z którymi miałem do czynienia nie żyją)?

Być może za surowo siebie traktuję. Wszak wersji przyczyn śmierci chomik jest tyle ile domowników:

Mama: Na pewno rak

Tata: Tak to jest, jak mu się jeść nie daję

Siostra, mama Oli: Może z przejedzenia?

Mała Ola: E tam. Chomiki żyją przecież krótko.

No i proszę najbardziej skłaniałbym się ku ostatniej odpowiedzi, ale czy średnią życia chomika z 2-3 lat można uśrednić do jednego roku? Nie daje mi to spokoju. Spać nie mogę, ani jeść. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mam pomysłu co to mogło się stać! Wiem jedno, chomiki nie umierają tak nagle i jeśli jestem świadkiem jakiegoś znaku a nie potrafię go rozszyfrować to mam przerąbane. Co ja gadam, wszyscy macie.

Chomik spoczął w śmietniku. Spoczął z należytymi godnościami, jak na trupa przystało w plastikowym worku. Teraz tylko mam nadzieję, że żaden radioaktywny odpad nie spowoduje natychmiastowego zmartwychwstania chomika, powodując przyrost jego szybkości i siły. Choć w sumie to miało by więcej sensu niż zwykła śmierć chomika...

6 komentarzy:

  1. TO BYŁ CHOMIK! ZAPAMIETAJ TO RAZ NA ZAWSZEEEEE! ŻADEN CHINOL!

    OdpowiedzUsuń
  2. Chomik ożyje i wyszkoli sobie żółwie ninja.

    OdpowiedzUsuń
  3. może chomik był kupiony w drugim roku swego życia?:P

    OdpowiedzUsuń
  4. W sumie to był jakiś punkt zaczepienia. Gdyby nie to, że chomik spokojnie rozkłada się w śmietniku, zaniósł bym go do zoologicznego z reklamacją.

    OdpowiedzUsuń
  5. morderca chomików.....

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja myślę że chomikowi dopomogła zejść z tego świata pewnie mama małej Oli. Znając naturę tych gryzoni to są głośnie kręcą sie w tych kręciołkach dniami i nocami oraz rozsypują wiórki do okoła klatki

    OdpowiedzUsuń