poniedziałek, 5 marca 2012

Niezwykle ciekawy weekend! Mówię wam!

O czym napisać?! O czym napisać?! Co zrobić by nie stracić fanów?!

Co prawda założyłem bloga dopiero pierwszy raz, ale sądzę, iż z takim problemem zmaga się każdy początkowy blogger. Po niezłej burzy mózgów z samym sobą postanowiłem, że na razie nie będę wymyślał. Zacznę sztampowo jak na moją osobę i napiszę o obecnej sytuacji w Ekstraklasie.

Może jednak nie do końca sztampowo? Wszak z jednej strony mamy (co się rzadko zdarza) żałobę narodową z drugiej niespodziewane zwycięstwo Putina w wyborach prezydenckich w Rosji. Ja jednak pod wiatr, bo tak mnie nauczyli i tylko w taki sposób mogę się nawdychać naprawdę świeżego powietrza. Mam tylko nadzieję, że sól, którą posypywane były drogi już dawno wyparowała i nie unosi się teraz w powietrzu.

Tak, więc ekstraklasa. Hmmm... Ciężki temat, bo jaką tutaj już na wstępie mam przyjąć stronę? Surowego ojca, co to pogrozi paluszkiem? Wrednego wykładowcy, tępiącego niemiłosiernie za dłubanie w nosie? Czy fascynata zbierania znaczków, trafiającego na unikatowy egzemplarz znaczka z Henrykiem XI?

Nie ukrywam, iż rodzimymi rozgrywkami ligowymi interesuję się niemalże odkąd otworzyłem po raz pierwszy Bravo Sport z Dennisem Bergkampem na okładce. Dlatego też wiem na jej temat najwięcej i najbardziej mnie interesuje oraz co najważniejsze chyba (i dodatkowo nieprawdopodobne) nie nudzi.

Już w tej chwili pragnę czytających przeprosić. To będzie jednak bardzo subiektywny tekst. Będąc osobą niesamowicie zżytą z krajową kopaną, swego rodzaju pasjonatem muszę na jej temat kłamać. Takie są zasady.

Historii polskiej ligi przybliżać nie zamierzam, ale podzielę się ostatnimi spostrzeżeniami na jej temat. Będąc ostatnio na studiach i nocując u rodziny (jeśli czytacie, macham na pozdrowienie) miałem możliwość obejrzenia, obszerniejszych fragmentów meczów na żywo ostatniej kolejki (która jeszcze nota bene się nie skończyła, ale w związku z żałobą pewnie rozegrana zostanie kiedy indziej). Meczów może samych w sobie niezbyt porywających i nie stojących ma poziomie (celowo omijam słówko "wielkim"), ale jakże poruszających i dających niesamowite, nieprzewidywalne wyniki.

Jeśli ominąć samą grę, zostawiając suchy wynik to mamy do czynienia z najciekawszą ligą w Europie (to jest akurat fakt, w żadnej europejskiej lidze strata między liderem a drużyną 9 nie wynosi zaledwie 11 punktów, cieszmy się więc) i to się bardzo podoba mi osobiście. Żeby się cieszyć grą można sobie włączyć Premier League albo Bundesligę, no nie?

Weekend zacząłem, jak większość ludzi, od piątku. Trafiając na ostatnie 20 minut meczu, w którym Korona Kielce (będąca dla mnie chyba najbardziej irytującą drużyną w ekstraklasie) zmierzyła się z rewelacją rozgrywek tj. Podbeskidziem Bielsko-Biała. Wynik jaki pozostał po meczu był już mi widoczny na ekranie, ale skąd mogłem wtedy wiedzieć? O dziwo, zobaczyć można było naprawdę żwawy mecz, taka typowa bezkompromisówka. To jedni zaatakowali, to drugi, wszystko w myśl zasady "jebać taktykę". Nie powiem, że nie było to w jakiś sposób przyjemne, ale nie chciałbym być w skórze kibica jeśli, któryś z tych dwóch zespołów będzie odpowiedzialny za reprezentowanie Polski w europejskich pucharach. Wszystko zakończyło się manifestacją piłkarzy przeciwko zarządowi, wspierając przy tym kibiców. Jednak mamy przy tym ciekawą kwestię, bo tak naprawdę manifestacja (koszulki z hasłem "stadion to nie teatr") tak naprawdę nie miały być wymierzone w zarząd, bo ten też chciałby wspierać kibiców. Wszystko w jakiś sposób było wytłumaczone w Przeglądzie Sportowym, ale chyba nie potrafię ogarnąć tego swoim umysłem.

Dobra tam, Korona czy Podbeskidzie średnio mnie interesują, czekam na następny mecz. Mecz wybrany przez realizatora Canal+ jako główne danie startu kolejki, mecz o utrzymanie w Ekstraklasie. Grają Cracovia oraz Zagłębie Lubin (czy Lublin, jak było napisane na telebimie stadionu Cracovii), emocje murowane! Któż to by chciał spaść w niebyt jakim jest pierwsza liga piłki nożnej w Polsce? Będą gryźć trawę! Zrobią wszystko! ...Kojarzycie show telewizji polskiej pod tytułem "Kocham Cię Polsko!"? Jeśli tak, to pragnę powiedzieć, że trafiłem na ten show w przerwie meczu i zmieniła się jedna pani kapitan. Kobieta, która grała kapitana w poprzednich sezonach programu (taka postawna blondynka dość, a może i nie podstawna?) na przeciwko tej krótkiej i rudej, została wymieniona na Gosię z M jak Miłość. Dlaczego o tym piszę? Bo debiut "Myszki" musiał być absolutnie bardziej ciekawszy niż pojedynek outsiderów. Mimo to, niczym niewzruszony oglądałem owe zmagania z zapartym tchem. Wszystko zostało mi wynagrodzone, padły bramki. Jedni się cieszyli, drudzy z końcowym gwizdkiem padli na kolana i ze złością próbowali wywołać trzęsienie ziemi, które zapewne przerwało by rozgrywki ligowe w Polsce. Ciekawostką jest fakt, że dwa mecze, które tutaj już opisałem w Canal+ widniały jako element "Super Piątku". Dziwna nazwa na serię nie dokładanych zagrań jakie zaoferowali nam gracze Cracovii. Jednak nie bądźmy sarkastyczni. Tak krawiec kraje jak mu materiał staje. Czy jakoś tak.

Dobiegła w końcu sobota i kolejne mecze. Wracając ze szkoły trafiłem już na mecz PGE GKS Bełchatów - Polonia Warszawa. Jedni bronią się przed spadkiem drudzy walczą o mistrza. Według wielu Polonia powinna mistrzostwo zdobyć, pewnie za nazwę, wszak bardziej polskiej ze świecą szukać. Dosyć śmiechów! Oglądaliśmy naprawdę słuszne zawody, gdzie wszystko przebiegało w szybkim tempie i naprawdę żal mi było przełączać na hit angielskiej ekstraklasy (Liverpool-Arsenal). Więc mecz śledziłem pobieżnie, warto jednak było stracić te parę sekund ze spotkania drużyny Wojtka Szczęsnego, bo zarówno GKS nie poddawał się w starciu z renomowanym rywalem (ba, momentami wyglądał o wiele lepiej od niej) jak i Polonia starał się odgryźć rywalowi. Ot na całą kolejkę trafił się dość przyjemny mecz, ale jednak weekend trwał dalej...

Gdzieś tak 15:45 na murawie przy Łazienkowskiej, pretendent do mistrzostwa i gospodarz tego meczu, Legia Warszawa zmierzyła się z Łódzkim KS-em. Drużyna z miasta fabrycznego, jest warto dodać klejona na poczekaniu i przez długi czas nie było wiadome czy w ogóle w rozgrywkach wystąpią. Udało się, jest nawet parę nazwisk z dawnych lat, co to mają pomóc w walce o święte cele. Po Legii spodziewano się zmiażdżenia rywala a po ŁKS-ie, że nie zejdzie przed upływem 90 minut z boiska. Jedno i drugie nie miało miejsca, Wojskowi po efektownym zwycięstwie ze Śląskiem zagrali słabo, nawet bardzo słabo. Cóż z tego skoro to bardzo słabo wystarczyło odprawić ŁKS i usadowić się przynajmniej na jeden dzień w koszulce lidera, pierwszy raz prawie po dwóch latach. Faktem natomiast jest, że "Rycerze Wiosny" (ach te przydomki piłkarskie) to jest ŁKS postawił dość twarde warunki zespołowi ze stolicy i wcale nie przestraszył się rywali. Legii strasznie wychodziło rozgrywanie ataku pozycyjnego na tyle, że pierwszą bramkę zdobyła po kontrataku. W drugiej połowie nawet i ŁKS miał świetną sytuację (strzał Saganowskiego na poprzeczkę sparował Kuciak), ale w niedługi czas potem rozsypała się Łodzianom obrona i Legioniści wchodzili w nich jak w masło, co przyczyniło się do zdobycia drugiego gola. Wniosek po spotkaniu jest jeden, Legia o wiele lepiej się spisuje gdy walczy z drużyną równą sobie a nie z kimś na kogo musi mieć pomysł na rozmontowanie obrony.

Na tym skończył się mój weekend z rodzimymi rozgrywkami. Meczu Lechia Gdańsk - Wisła Kraków nie oglądałem (skoki były czy coś tam) a niedzielne spotkania prześledziłem już tylko w portalach podających wyniki na żywo. Czy żałuję? Pewnie nie aż tak mocno jak można się spodziewać, choć pewnie w razie możliwości biłbym się o pilot.

Tak słowem podsumowania, bo trochę mi tu tego wyszło. Nic co tu napisałem nie miało obrażać polskiej ligi, którą naprawdę lubię. Jest jaka jest, mogę taką ligą się cieszyć, że przynajmniej ciekawa i o mistrzostwo nie biją się dwie a więcej drużyn i tak dalej. Fajnie jest mieć taką ligę i powinniśmy się trochę nią pocieszyć. Wszak za rok może już nie będzie niczego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz